Strony
▼
Jesień
O pewnej pani
Pojawiła się równo na wschodzie,
Zapukała kasztanem w dach,
I spowita w mglistą zasłonę,
Delikatnie opadła na piach.
Malowała pędzlem z promieni
Sypiąc: złotem, purpurą, czerwienią.
Teraz liście w słonecznej poświacie,
Wielobarwnym widmem się mienią.
Zawiesiła sznur diamentowy
Migocący w porannej rosie,
Który kiedy nadejdą przymrozki
Tak srebrzyście oszroni się.
Przegoniła bociany, jaskółki,
Zagrzebała jaszczurki i żaby.
W odrętwienie wprawiła pająki,
Nietoperze i wszystkie owady.
Wnet zapędzi do gawry niedźwiedzie,
Susły już się szykują spać.
O ostatnie zapasy na zimę,
Myszy, krety też muszą dbać!
Przygasiła słoneczną latarnię,
Wydłużyła po lecie cień,
I z naręczem jabłek i gruszek
Delikatnie przekroczyła sień.
A im dłużej zagości tu z nami,
Złotą suknię zamieni na płaszcz.
I otuli się ciepłym szalem
I roztoczy szary miraż.
Porozbiera liściaste drzewa
I odsłoni konarów gąszcz.
I zaprosi gila i jera
Na ostatni taneczny pląs.
Potem zniknie, lecz nie na długo,
Znowu zjawi się tu za rok.
Czy już wiecie o kim myślałam
Pijąc pyszny z jej darów sok?
D. G. 23-11-2011r.